Nie trzeba jakoś szczególnie udowadniać, że wychodzenie z jakiejkolwiek traumy (nie musi to być włamanie, jak w moim przypadku) proste nie jest. Reanimacja zdrowia psychicznego po TAKIM darze od losu z pewnością do najłatwiejszych nie należy. A to, że po takim wtargnięciu człowiek jest totalnie wyrwany z kapci, mogliście przeczytać o tu.
Ale spokojnie! Z autopsji wiem, że kiedy dany osobnik wyspecjalizuje się w przyciąganiu „wyszukanych” kłopotów, to nie zdąży się obejrzeć, a i w wychodzeniu z traumy nabiera nieziemskiej wprawy 😉
Jednego jestem pewna. Ile osób o przeżyciach takich jak moje, tyle samo sposobów wychodzenia z takiego bagna. Wytłumaczenie jest dosyć proste. Nie ma dwóch takich samych historii ani dwóch takich samych „bohaterów” zdarzenia.
W tym tekście, chcę Wam pokazać, że da się wyjść na prostą, tyle tylko, że każdy musi znaleźć własną drogę do tego, co było „normalne”, zanim stało się to, co się stało.
Początki nie są łatwe
Kiedy dla mnie było już względnie „po wszystkim”, szybko dostrzegłam, że klepki w mojej głowie przeszły ogromną metamorfozę. Wiecie…taką jak u Chodakowskiej.
SZOKUJĄCE MINUS 50 KG NA WADZE GŁUPICH PRZEKONAŃ O SOBIE!!
( Ważne: przekonań, które OD LAT nie dawały spokoju mojej psychice )
I taką metamorfozę to ja rozumiem! 😀
Terapię odchudzającą przeszły również te przekonania, które NIBY definiowały to, czy jestem w stanie poradzić sobie z jakąś kłodą, czy też nie.
Przykładem, że te zmiany zaczęły postępować w ekspresowym tempie, jest chociażby sytuacja, która miała miejsce, zaledwie kilka dni po włamaniu. Mianowicie! W drodze na uczelnię miałam mikro stłuczkę samochodem. A jedyne czym się wtedy przejęłam, to fakt, że spóźnię się na zajęcia, bo konieczny będzie przystanek na spisanie oświadczenia 🙂
*Tak na marginesie: Pan, w którego wjechałam, okazał się przeuroczym człowiekiem. A jako zadośćuczynienie za stłuczkę zasugerował spotkanie na kawę 😉 Złoty człowiek!
Ale! Aby stężenie ironii w ironii się zgadzało, dodam, że nic by się nie stało, gdyby naszego skrzyżowania nie przeciął radiowóz pędzący na sygnale <3
Aczkolwiek! Muszę przyznać, że w ogólnym rozrachunku, pierwszy miesiąc po włamaniu był najgorszy, bo miałam nieodparte wrażenie, że cały świat jest przeciwko mnie. Pracowałam. Uczyłam się. Walczyłam o to by „było tak jak wcześniej”, ale ciągle jakieś drobnostki totalnie wytrącały mnie z równowagi, przez co miałam wrażenie, że za moment…
OSZALEJĘ
I tu gładko przechodzimy do mniej wesołej części tej historii 😉
Czułam, jakbym za cel obrała sobie wyważenie otwartych drzwi, albo trzaśnięcie tymi obrotowymi. Jedno i drugie do rzeczy wykonalnych nie należy, nic więc dziwnego, że w moim odczuciu, wszystkie podejmowane przeze mnie wysiłki szły na marne. Ale! Ale!
Jak na FightUapę przystało. Byłam uparta i nie dałam za wygraną! Starałam się wywiązywać z moich „starych” zobowiązań, małymi kroczkami podejmować nowe, a nawet zadbać o czas na realizację pasji. Jednak nie należy zapominać, że od samego początku chodziłam na terapię do psychologa! Tak naprawdę nie ustawałam w pracy nad opanowaniem sztormu myśli hulających w mojej głowie i tylko dzięki temu, teraz brzmi to tak, jakbym poradziła sobie z całą sytuacją wręcz „śpiewająco”.
A śpiewająco nie było!
Moje szczęście w nieszczęściu polegało również na tym, że miałam na głowie obronę licencjatu oraz szukanie pierwszej pracy na etat. Przyznaję, był to dość skuteczny „szum” na trapiące głowę myśli o włamaniu. Niemniej ani ten szum, ani terapia nie zdołały w pełni wyeliminować pewnych moich zachowań, które delikatnie mówiąc, były…specyficzne ;]
Ale spokojnie! Nie obrażę się, jeśli ktoś zwyczajnie uzna je za dziwne 🙂
Mój sposób funkcjonowania mógł być dziwny, ale w tamtych okolicznościach, miał dla mnie sens i na swój pokręcony sposób pomagał mi wrócić do siebie. I to się liczy!
Jesteście ciekawi, co może wyczyniać człowiek po traumie? 🙂
Wyciągnijcie Popcorn! 😀
- Spałam z miśkiem, który jest niewiele mniejszy ode mnie (Okej! O to akurat nie trudno, kiedy ma się 155 wzrostu. Ale! Nadal się liczy!). Spałam „od ściany”, a misiek, dzięki temu, że był zdecydowanie bardziej puszysty ode mnie, skutecznie osłaniał mnie od strony zewnętrznej. Bunkrowałam się tak co noc!
- Przestałam krzątać się wieczorami po domu, po ciemku, „na pamięć”. Zaczęłam zapalać światło w każdym pomieszczeniu, do którego wchodzę, niezależnie od tego, jak dobrze pamiętałam ilość kroków, które muszę pokonać lub gdzie znajduje się przedmiot, którego szukam. O to samo prosiłam rodziców. Wolałam być obudzona przez światło niż dźwięk poruszającego się człowieka w ciemności.
- A kiedy już musiałam zostać w domu kompletnie sama, nie byłam w stanie zignorować żadnego dźwięku dochodzącego z zewnątrz. I tak oto odrywałam się od pracy czy nauki i niczym duma naszego narodu, Irena Szewińska, popylałam sprintem od okna do okna, by sprawdzić, co się dzieje i co wywołało niepokojące dźwięki.
- Mroziło mnie na widok New Balance’ów. Kiedy widziałam na nogach jakiegoś chłopaka dokładnie ten sam model, od razu spływała na niego fala najbardziej morderczego wzroku, na jaki było mnie stać. Kiedyś te buty nawet mi się podobały. Dziś wiem, że nigdy nie zaopatrzę się już we własną parę. (Sorry New Balance…Can’t help it!)
- Z racji tego, że na początku, nie czułam się bezpieczna, w zasadzie…nigdzie, toteż z ogromną nieufnością przyglądałam się każdej mijanej na ulicy osobie. Nie tylko facetom, choć rzeczywiście to im przysługiwała znakomita część mojej uwagi. Spuszczałam ich z oczu, dopiero gdy spotkaliśmy się „ramię w ramię”. Nie miało już dla mnie znaczenia czy jest dzień, czy noc. Oglądałam się za siebie. Ciągle sprawdzałam, czy ktoś za mną idzie (wiecie, kiedy słyszy się tylko na jedno ucho, łatwo popaść w obłęd myśląc, że nie zdąży się usłyszeć, że ktoś zakrada się za naszymi plecami).
- Przyszło mi też do głowy, by przygarnąć psa – na pohybel alergii. Koniecznie Amstaff – na pohybel złodziejom i włamywaczom, który spałby w moim pokoju i byłby moim Pieso-stróżem <3 Chodzilibyśmy razem do psiej szkółki i takie tam <3 Generalnie bylibyśmy nierozłączni! 😀
*Tego punktu niestety nie udało mi się zrealizować 🙁
Oczywiście, to nie wszystko, co się w tym czasie ze mną działo, ale chodzi o to, byście mieli ogólny zarys tego, jak upłynęły moje pierwsze tygodnie po tym wydarzeniu. Ale właśnie! Tak było ze mną, a dzięki temu, że się różnimy, każdy kompletuje swój „zestaw zachowań ratunkowych” samodzielnie. Więc…?
Jak jeszcze można poradzić sobie z traumą po włamaniu?
Czasem oprócz „standardowej” wymiany zamków, ludzie inwestują w nowe formy zabezpieczenia swojego domu, takie jak alarm czy monitoring. Zdarza się też, że robią oni totalną rewolucję i wymieniają meble, ubrania, czy też pościel – czyli to, co było plądrowane przez włamywacza. Jeśli zastanawiacie się, po co to wszystko, wyjaśnienie jest dość proste. Otóż dla takiej osoby, ma to swoje symboliczne znaczenie. Po przebrnięciu przez tego typu oczyszczający rytuał, łatwiej jest nam zostawić taki epizod za sobą i rozpocząć nowy etap swojego życia. Niestety mało kto ma możliwość z dnia na dzień całkowicie zmienić miejsce zamieszkania, dlatego uważam, że warto spróbować, choćby w taki sposób, jaki opisałam powyżej.
Bywa tak, że komuś pomaga pójście na kurs samoobrony, czy treningi sztuk walki. Do bardziej radykalnych sposobów poradzenia sobie z traumą, i z pewnością mniej popularnych, jest nauka strzelania, a może nawet zdobycie uprawnień na broń. Lecz, jak łatwo się domyślić, nie jest to rozwiązanie dostępne dla wszystkich.
Z mniej radykalnych rozwiązań, potrzebny jest nam po prostu czas – potrzebujemy przeżyć to w jakiś sposób „do końca”. Musimy przejść (każdy w swoim tempie) przez wszystkie etapy trawienia tej sytuacji i uporządkować sobie to w głowie. Dlatego też, w tym porządkowaniu, wiele jest poszukiwania okazji, do budowania nowych doświadczeń. Daje to poczucie sprawczości i zmiany na lepsze. Tak na przykład działa zapraszanie rodziny i przyjaciół do swojego domu. To chyba jedno z najprostszych i bezpłatnych 😉 sposobów na tworzenie nowych POZYTYWNYCH wspomnień w miejscu, które jest nam tak bliskie.
Wszystko po to, by odzyskać w pewien sposób kontrolę nas swoim życiem. Ponieśliśmy straty materialne, ale to utrata poczucia bezpieczeństwa jest tym, co było najbardziej kosztowną „rzeczą”, skradzioną przez złodzieja.
Ale jestem przykładem, że da się to odzyskać! 🙂
Czy cały ten proces jest męczący? Jak cholera!
Czy inni mogą pomyśleć, że oszaleliście albo że wpadliście w paranoje, wywracając swój dom do góry nogami? Być może!
Mimo wszystko, jakąkolwiek drogę do normalności nie obierzecie. Wasza praca nie pójdzie na marne! 🙂
Kiedy u mnie pierwsze objawy stresu pourazowego (bo tak to nazywają psycholodzy) zaczęły ustępować, poczułam się spokojniejsza i silniejsza.
I tego samego życzę Wam!
Tulam! ❤️
FightUapa
Title pic: Photo by Alexander Krivitskiy on Unsplash
No Comments