FightUaping in progress
  • Aleja Inspiracji / Głuchym być / Lepsze życie / Niedosłuch

    Czas na coming out!

    No więc hej!

    Nie wiem, kiedy widzieliśmy się ostatni raz, od kiedy się znamy, CZY i przede wszystkim JAK pamiętasz mnie z czasów szkolnych, z imprezy, na której się poznaliśmy, z pracy, z koncertu, czy jeszcze jakiegoś innego wydarzenia.

    Jest coś, czego na pewno o mnie nie wiedziałeś i nawet nie miałeś szansy się o tym dowiedzieć, ponieważ nigdy z nikim nie chciałam na ten temat rozmawiać.
    Wiedziała o tym garstka osób z mojego najbliższego otoczenia – rodzina i co najwyżej wybrani znajomi, których znałam od dziecka. Jednak to, że te osoby wiedziały o moim “problemie” również niczego nie zmienia, ponieważ jeśli ktokolwiek próbował poruszyć te kwestie, mój mózg natychmiast zaczynał się gotować, a z uszu szedł dym wkurwienia…
    Tak. Było, TAK źle.

    Co więc tak skrzętnie ukrywałam przez ponad 20 lat swojego życia?
    Otóż, nie powiedziałam Ci, że…

    Jestem głucha

    Nie słyszę tak jak Ty.


    Otaczającą mnie rzeczywistość odbieram tylko jednym uchem.

    Słuch podstępem odebrała mi nie prawidłowo zdiagnozowana świnka, która hulała niczym dzika kuna w agreście w przedszkolu, do którego uczęszczałam. Wprawdzie nie mamy stuprocentowej pewności, że to ów prosiak pozbawił mnie słuchu, jednak tak przypuszczamy my (ja, rodzice), jak również lekarze, którzy opiekują się mną od 1998 roku. Szanse, że właśnie ten scenariusz jest prawdziwy, zwiększa również to, iż jak mi wiadomo z opowieści mamy, pani doktor, która miała niepowtarzalną okazję uchronić mnie przed powikłaniami występującymi przy tej chorobie, była tak świetną specjalistką, że diagnozę podała, zanim moja mama zdążyła mnie do tegoż badania przygotować – czyli rozebrać. I tak oto pani doktor jako winowajcę mojego stanu wskazała powiększone węzły chłonne i proszęjawas z taką właśnie informacją zostałyśmy odesłane do domu.

    Photo by 傅甬 华 on Unsplash

    Tym sposobem, gdzieś w wieku 4 lat przestałam słyszeć na jedno ucho.

    Zatem kompletnie nie pamiętam, jak to było słyszeć obustronnie. Trudno też oczekiwać, żebym jako ten mały dzieć, zwracała szczególną uwagę na to, że oto mam ogromny zaszczyt słyszeć dźwięki generowane przez otoczenie obustronnie! Dźwięki dochodzące do mnie z dowolnej strony! Z dowolną głośnością i z dowolnej odległości! Skąd mogłam wiedzieć, że to się dla mnie zmieni w tak krótkim czasie? Nie mogłam. 
    Żodyn nie mógł tego wiedzieć. 

    Okej. Mogła to przewidzieć Pani doktor, która w mojej diagnozie, zdała się, jak mniemam, na swój szósty zmysł! No cóż! Bywa i tak!

    Ale cofnijmy się trochę wcześniej!

    Jak rodzice zorientowali się, że coś jest nie tak?

    Bo wiecie…nie przyszłam pewnego dnia do mamy i nie stwierdziłam:
    “Ej mama! Ja chyba nie słyszę na to ucho! O co chodzi? Coś się stało?”.
    Cóż. Gadułą to mnie nigdy nie można było nazwać, ale czegoś takiego w wieku 4 lat, to chyba nikt by nie wymyślił! 😀 

    W takim razie, co zwróciło ich uwagę?

    • Kiedy nie rozumiałam, co ktoś do mnie mówi, nadstawiałam moje zdrowe ucho w kierunku osoby mówiącej. A takich chwil, kiedy nie rozumiałam wybranych słów, czy nawet pełnych zdań było multum! Ale jakim cudem wymyśliłam to, żeby kierować słyszące ucho do dźwięku?! :O Tego sama do dziś nie rozumiem! Przecież nikt mi nie powiedział, żebym odwracała głowę, jeśli czegoś nie rozumiem! Niesamowita zagadka i znak, że nasze ciało, jeśli jest taka potrzeba, samo bez naszej świadomej decyzji, przystosowuje się do życia w warunkach, które zostały mu zafundowane.
    • Konsekwencja poprzedniego punktu to oczywiście wielokrotne prośby o powtórzenie tego, co zostało do mnie powiedziane.
    • Często nie reagowałam na jakieś polecenia. Dlaczego? Bo ich zwyczajnie nie słyszałam. Albo! Co zdarza się do dziś. Słyszałam, że ktoś coś powiedział, ale “nie wyłapałam”, że te słowa były skierowane właśnie do mnie.
    • Prosiłam o pogłośnienie telewizji bądź radia w samochodzie. 
    • I punkt z retrospekcji własnej! Wydaje mi się, że miewałam problemy z zapamiętywaniem dłuższych wyrazów i zdarzało mi się je przekręcać – choć Mame twierdzi, że raczej nie odbiegałam tu w jakiś szczególny sposób od swoich rówieśników. Niemniej jednak, kiedy próbuję sobie teraz coś przypomnieć, to odnoszę wrażenie, że być może tych błędów nie było dużo, ponieważ w obawie, przed tym, że coś źle zrozumiałam, zwyczajnie bałam się używać niektórych słów i tego nie robiłam. Czyli! Można powiedzieć, że shackowałam system! Unikałam dziwnych długich wyrazów i w ten sposób obudziłam moją językową kreatywność w wieku dziecięcym!

    “Eee sorry! Ten wyraz jest za trudny! To ja zaraz znajdę dla niego jakiś synonim!” 😀

    #haker
    #hakerjaksiepaczy

    Photo by Clint Patterson on Unsplash

    To jednak, jak to się mówi, był pikuś! Te “uroki” bycia głuchym nie wydają się groźne i rzeczywiście, jeśli podejdzie się do nich z odpowiednią dozą rozsądku i empatii to niewiele wskazuje na to, aby funkcjonowanie jako dziecko jednostronnie głuche było jakieś straszne!

    Do czasu! A tak dokładnie to do momentu, gdy NICZEGO nie spodziewający się DZIEĆ, mknie radośnie do swojej nowej szkoły razem z grupą innych dwudziestu kilku wrzeszczących na wszystko i wszystkich dzieciów. To właśnie wtedy zaczynają się schody!

    To właśnie na tym etapie zaczęłam rozumieć, o co z tym moim, jak to niektórzy nazywają “niedosłuchem”, chodzi.
    Wtedy też wszczęłam intensywne prace nad wydeptywaniem swojej ścieżki do izolacji od rówieśników z klasy. Mówiąc prościej – kierowałam się w stronę roli klasowego wyrzutka.

    Photo by Jason Briscoe on Unsplash

    Zaczęłam dostrzegać, że mam ogromny problem z podążaniem za tym, co dzieje się w grupie. Nie rozumiałam, co ktoś powiedział. W głowie po cichu zastanawiałam się, z czego wszyscy się tak śmieją? Co się stało? Co ich tak bawi? Chciałam być taka jak reszta, chciałam czuć się częścią grupy i zawierać przyjaźnie tak jak każdy.

    Ale dotarło do mnie, że chyba jednak nie jestem jak każdy, bo przecież nie jestem w stanie dotrzymać im kroku w rozmowie. Poza tym! Kto miałby polubić milczącego dziwolonga, który niewiele się odzywa, nie śmieje się razem ze wszystkimi, ciągle zostaje w tyle, wiecznie nie rozumie, o co chodzi, a jeszcze czasami dziwnie odpowiada na pytania, tak jakbyśmy rozmawiali o dwóch różnych rzeczach…Coś musi być z nią nie tak!

    Bałam się powiedzieć KOMUKOLWIEK, w czym rzecz. Uznałam, że lepiej nie zwracać na siebie uwagi ciągłym zadawaniem pytań i nieustannymi prośbami o powtórzenie. Przecież to musiałoby być dla wszystkich męczące!

    Nie myślałam o sobie, myślałam o innych.

    Dlatego odsunięcie się na bok, spędzanie przerw w szkole samotnie, na uboczu wydawało się bardziej komfortowym rozwiązaniem, niż narażenie się na to, by ktoś odkrył tę moją nieszczęsną TAJEMNICĘ.

    Bo przecież głucha tak łatwo rymuje się z głupia!

    Na pewno pomyśleliby, że jestem głupia!

    No nie! Tak to ja się nie bawię!
    Chowam te swoje kredki. 
    Może jeszcze przyjdzie czas na to, żeby je wyciągnąć i komuś się nimi pochwalić.

    Mniej więcej taki tok myślenia towarzyszył mi przez cały okres mojej edukacji szkolnej – z liceum włącznie. Nauczyłam się z tą moją tajemnicą jakoś żyć. Wiedziałam, że szansy na zmianę swojej sytuacji z niesłyszącym uchem nie mam, więc “pogodziłam się” z tym i trzymając się starego znanego schematu, dalej unikałam tematu jak ognia. 

    I tak też sobie przez lata sprytnie udawałam, że pewne rzeczy to absolutny przypadek. Na przykład to, że zawsze idę po lewej stronie mojego rozmówcy. Albo to, że w szkole zawsze okupuje pierwszą ławkę, tuż przed biurkiem nauczyciela. 
    A jak już nadeszły czasy spotkań w pubach i restauracjach to, że jako pierwsza atakuje miejsca do posadzenia tyłka, albo wręcz przeciwnie czekam, aż większość usiądzie, po to bym sama mogła usadowić się w lewym rogu. Wszystko po to by cała ekipa grzała miejsca po mojej prawej (słyszącej) stronie! 
    Do tego nie raz i nie dwa, zdarzało mi się przytakiwać mojemu rozmówcy w nadziei, że nie zadał mi pytania – zwłaszcza, jeśli już drugi raz powtórzył mi, co mówi, a ja wciąż nie potrafiłam go zrozumieć. 

    Jak widać, kawał czasu w swoim życiu skrupulatnie oszukiwałam samą siebie. Oszukiwałam siebie, że nauczyłam się z tym funkcjonować. Tłumaczyłam sobie, że ludzie miewają gorsze problemy. Oszukiwałam siebie, że jest okej i że skoro na co dzień daje sobie radę, to nie ma powodu tego roztrząsać. Ale TO jak się domyślacie była BZDURA.

    Photo by Sydney Sims on Unsplash

    Wcale nie zaakceptowałam tego, że nie słyszę.

    Nie zaakceptowałam tego, że głuchota to część tego, kim jestem. Nie zaakceptowałam tego, że to wartościowa część tego, kim jestem.

    Bo jak można mówić o jakiejkolwiek akceptacji, kiedy CAŁE ŻYCIE, ukrywasz tak ważną informację o sobie?! No jak?!

    DUPA BLADA!

    Nie było w tym ani grama akceptacji! Miliony razy pytałam, dlaczego mnie to spotkało? Miliony razy płakałam z powodu tego, że jestem, jaka jestem i nikt nie jest w stanie mnie naprawić. Ubolewałam, że nikt za machnięciem magicznej różdżki nie sprawi, że zacznę słyszeć. Byłam wręcz pewna, że gdybym tylko odzyskała słuch, wszystko by się zmieniło. Byłam przekonana, że nagle stałabym się bardziej lubiana. Nagle spotkań po lekcjach byłoby więcej.

    Aż w końcu przyszedł czas na studia. To wtedy jak z nieba spadła mi możliwość skorzystania z konsultacji psychologicznej, które oferowała moja uczelnia. Stwierdziłam – ide. Spróbuję. Nie wiem czego się spodziewać. Nie wiem, czy to cokolwiek zmieni, ale stracić nie stracę nic. I co?

    To była najlepsza decyzja w moim życiu!

    Poszłam tam i wreszcie usłyszałam coś, co powinnam usłyszeć jakieś 15 lat wcześniej. Po raz pierwszy w życiu poczułam się zrozumiana, choć przecież nie rozmawiałam z osobą, która przechodzi przez to samo. Przestałam się bać tego, co ktoś sobie o mnie pomyśli i, czy oceni mnie przez pryzmat tego, że jestem osobą niesłyszącą. Jeśli tak zrobi? Jego strata!

    W życiu nie poczułam większej ulgi niż wtedy na terapii!
    Wreszcie uwolniłam się od myśli, że moja głuchota w jakiś sposób sprawia, że jestem gorsza. 
    Uwolniłam się od myśli, że moja głuchota definiuje to, kim jestem.

    Ale to nie wszystko! Ja tę część siebie wreszcie zaakceptowałam! Dałam jej “prawo do głosu” i nagle po wielu godzinach spędzonych na rozmowach z panią psycholog dotarło do mnie, że przecież, gdyby nie to, że nie słyszę, dziś byłabym kimś zupełnie innym! A przecież lubię tego małego skrzata! To dobry człowiek jest! Trochę Fajtłapa, ale widać, że się nie poddaje i walczy o super marzenia!

    Nooooo ludzie jak TO do mnie dotarło!

    PĘKŁAM.

    I zrozumiałam jeszcze jedno – najwyższy czas na coming out!
    Najwyższy czas podzielić się z ludźmi tym, co mnie ukształtowało.
    Najwyższy czas poznać się jeszcze raz! 🙂 
    Bo przecież Wy mnie tak naprawdę nie poznaliście! 
    Nie jestem tym wycinkiem, który kiedyś pozwoliłam Wam zobaczyć.
    Jest tego więcej! 🙂

    No więc hej!
    Nie wiem, kiedy widzieliśmy się ostatni raz, od kiedy się znamy, CZY i przede wszystkim JAK pamiętasz mnie z czasów szkolnych, z imprezy, na której się poznaliśmy, z pracy, z koncertu, czy jeszcze jakiegoś innego wydarzenia, ale musisz wiedzieć, że…

    Jestem głucha

    Nie słyszę tak jak Ty, ale nie jest mi z tego powodu przykro 🙂

    Tulam!

    FightUapa! <3

  • A po więcej chodź tu