FightUaping in progress
  • Emocje / Historie napisane przez życie / Pocieszalnia

    Włamanie

    Włamanie do domu.

    Czyli

    Życie po życiu…

    Zanim przejdę do opisywania skutków tegoż niesamowitego epizodu z mojego życia, chciałabym, żebyście pamiętali o tym, że wiele wody zdołało już upłynąć, od momentu, kiedy z całą tą sytuacją byłam zmuszona sobie poradzić. A zmuszona byłam poradzić sobie z nią w tempie ekspresowym, ze względu na nie uznającą kompromisów – własną ambicję oraz potworną chęć powrotu do stanu ducha sprzed tego zdarzenia.

    Widzicie. Ja nigdy, czy to w dorosłym, czy niedorosłym życiu, nie byłam fanką wybryków z kategorii „ekstremalne”. Dla przykładu: horrory, kolejki górskie, skoki na bungee, piratowanie na drodze na dwóch, tudzież czterech kółkach – to nie są moje klimaty. Jak tak się nad tym głębiej zastanowić to nawet dziwne, że zapałałam ogromną miłością do snowboardu!

    Toteż moje „ogarnięcie się” w trakcie i tuż po zdarzeniu, mogło przebiegać nieco…topornie.
    No bo, może i mówią, że co nas nie zabije, to nas wzmocni. Jednak wzmocnieni nie będziemy, jeśli nie włożymy w to odpowiednio dużo pracy. Dlatego, nie pozostało mi nic innego jak odpalić „motorek” i zasuwać na lepszą przyszłość!

    Więc już na zakończenie tego, i tak przydługiego wstępu ;] zdradzę Wam, że nic i nikt nie wpłynął tak na moje podejście do życia, sposób myślenia o ludziach, pracy, moich celach, jak fakt, że okiełznałam ten po włamaniowy shitstorm.

    Paradoksalnie wszystko zmieniło się…na lepsze 🙂

    Życie po życiu?

    Myślicie pewnie, że użycie tych słów jest mocno przesadzone. Tak samo wiele osób może zdziwić, że nie boję się nazywać mojego przeżycia traumą. Ale, ponieważ bardzo dokładnie pamiętam, jak trudny po tych ekscesach był dla mnie powrót do normalnego funkcjonowania, bez zastanowienia stwierdzam, że lepsze określenie nie istnieje. Choć zdaję sobie sprawę, że słowo trauma, ma dziś nieco wyświechtany charakter i w wielu przypadkach jest zwyczajnie nadużywane, pozostanę przy nim, ponieważ ono najlepiej oddaje to, jakie „wrażenie” wywarło na mnie spotkanie z obcym człowiekiem w moim własnym domu.

    Wiecie…kiedyś myślałam, że nic gorszego nie może mnie w życiu spotkać, ale los znów mnie zaskoczył. I tak oto musiałam znaleźć sposób na to, by znów poczuć się bezpiecznie. Bo nagle…

    Dom przestał być miejscem, do którego chce się wracać.

    Musiałam znaleźć sposób by przepracować w głowie obraz tego, że jakiś pomyleniec stanął w drzwiach mojego pokoju, kierując w moją twarz ostrze 30-centymetrowego noża, kiedy zaledwie 3 minuty wcześniej zdążyłam się obudzić. Miałam to szczęście, że nie oberwałam ani nożem, ani łomem, który gość również miał pod ręką. Jednak straty materialne były NICZYM, w porównaniu do koszmaru, który zaczął siać spustoszenie w mojej głowie, po całej tej sytuacji.

    Horror czas start

    Z perspektywy czasu stwierdzam, że większym horrorem było dla mnie to, co działo się po włamaniu, niż w trakcie całego wydarzenia. Dlaczego?

    Otóż, kiedy masz świadomość, że jakiś oszołom plądrował szafy z Twoimi rzeczami i grzebał w szufladach z bielizną, w poszukiwaniu „skarbów”, czujesz się jak ofiara gwałtu. Bo umówmy się, nie jest to coś, na co z własnej woli dalibyśmy przyzwolenie. I tak oto pogwałcona zostaje Twoja prywatna przestrzeń, Twoje miejsce na ziemi, Twoja oaza spokoju, które powinny być dla Ciebie ostoją i schronieniem przed złem tego świata.

    Do domu wracamy, by odpocząć po ciężkim dniu w szkole, na uczelni czy w pracy – to niestety straciło rację bytu.

    Obrażenia były dość rozległe.

    Mój dom zaczął mnie męczyć. Każdy kolejny dzień witałam silnym bólem brzucha. Każdy dźwięk dochodzący z zewnątrz brzmiał niepokojąco. W kółko odtwarzałam i na nowo przeżywałam tę sytuację w mojej głowie, wraz ze wszystkimi towarzyszącymi jej emocjami – strach, bezradność, złość, smutek, poczucie, że nie mam kontroli nad własnym życiem. Ot mieszanka wybuchowa, która sprawia, że chciałbyś wyjść z siebie i stanąć obok. Wszystko, byleby zrzucić z siebie to paskudne uczucie, że nie mogę stracić czujności, bo nie mam pewności czy naprawdę jest już po wszystkim. Z przykrością stwierdzam, że poczucie zagrożenia nie opuszcza po takim zdarzeniu w tydzień, ani w miesiąc. Miesiącami towarzyszyło mi przekonanie, że w każdej chwili muszę być gotowa, by ponownie stanąć do konfrontacji z intruzem.

    Do dziś pamiętam, że pewnego razu, przemierzając wielką alejkę w hipermarkecie, miałam ochotę stanąć na samym środku i rozpłakać się jak dziecko. Tylko dlatego, że w moim kierunku szedł facet, który posturą, rysami twarzy i ubiorem przypominał mi włamywacza. Wystarczyły sekundy, by po całym ciele przeszedł mnie dreszcz, a mój umysł opanował atak paniki.

    W moje życie wkroczyło pewne odrętwienie. Trochę nie wierzyłam w to, co się stało. Byłam tak oderwana od rzeczywistości, że często nie pamiętałam fragmentów drogi, którą przemieszczałam się z punktu A do punktu B. Działałam na autopilocie. Jednocześnie mój poziom czujności na zagrożenie, całymi dniami zasuwał na 200% mocy, przez co wieczorami padałam jak mucha. Kładłam się spać wykończona.

    Dni mijały, a mnie to zdarzenie nadal wydawało się potwornie nierealne i nielogiczne. Nie rozumiałam, jak coś takiego mogło mi się przytrafić. Chciałam wymazać to z pamięci i żyć dalej. I choć wielokrotnie wałkowałam miliony szczegółów i zastanawiałam się, czy mogłam zrobić coś lepiej, wiem, że na coś takiego nie da się przygotować.  Dlatego też nigdy nie pouczajcie osoby po tego typu traumie w kwestiach „jak mogli postąpić, by jak najmniej stracić i dać nauczkę włamywaczowi”, bo nie macie pojęcia, jak sami postąpilibyście pod wpływem stresu, jaki funduje takie spotkanie. Poczucie winy i swego rodzaju wstyd, że nie zrobiło się czegoś więcej, może towarzyszyć takiej osobie i bez takich „złotych rad”.

    Co dalej? Czas na nowy rozdział.

    Należy bacznie obserwować czy przeciążenie po takim traumatycznym doświadczeniu odpuszcza i czy objawy stresu pourazowego zanikają. Jeśli nie, wtedy koniecznie należy udać się do specjalisty – psychologa, a jeśli będzie taka potrzeba, to również do psychiatry.

    Na początek mogę Was jednak uspokoić, że reakcje, które opisałam wyżej i które mój organizm odczuwał przez pierwsze tygodnie tuż po włamaniu, są absolutnie normalne. W końcu przeżyłam bardzo ciężki uraz i byłam pod wpływem bardzo silnego stresu. Nie wiem, kim musiałabym być, żeby taka sytuacja nie odbiła się echem na moim ciele.

    Powrót do normalności

    Mam świadomość tego, że wiele osób albo nie ma dostępu do pomocy psychologicznej, albo obawia się z takiej pomocy skorzystać. Ja takiego problemu nie miałam i nie wstydzę się przyznać, że to dzięki terapii u psychologa, mój powrót do normalności sprawnie wkraczał w nowe fazy.

    Kiedy sięgam pamięcią do tych dni, to nawet po pobieżnej analizie, stwierdzam, że wsparcie najbliższej rodziny i przyjaciół, w tym wypadku by nie wystarczyło – niezależnie od ich pierwotnego zaangażowania w pomoc, doświadczenie psychologa podczas naprawiania głowy po takiej akcji jest NIEOCENIONE.

    Ba! To dzięki terapii dowiedziałam się, jak MĄDRZE takie wsparcie wykorzystać. Bo bądźmy szczerzy, nie każdy musi wiedzieć jak się zachować, kiedy ktoś opowiada mu, że przeżył spotkanie z włamywaczem. A to właśnie wyrzucenie przykrych emocji związanych ze zdarzeniem jest najbardziej istotne.

    To minie…

    I da się to zrobić choćby poprzez wielokrotne opowiadanie tej historii od początku do końca. Dzięki temu przypominamy sobie wszelkie detale, które początkowo wyparliśmy z pamięci. Wspomnienie każdego takiego detalu – dźwięku, zapachu, przedmiotu – pozwala na oswojenie towarzyszących tym wspomnieniom emocji.

    W ten sposób każdy kolejny powrót myślami do tych chwil i opowiadanie o tym wywołuje znacznie mniejszy stres niż na początku.

    A zatem? Rozmawiać. Rozmawiać. I jeszcze raz rozmawiać!

    Wiem. Wiele osób wolałoby takie wspomnienie zostawić i nigdy do nich nie wracać. Taki odruch jest zrozumiały. Jednak namawiam do sukcesywnego wyrzucania z siebie tego towarzyszącego rozmowom ładunku emocjonalnego, ponieważ z czasem on po prostu…słabnie 🙂

    W człowieku zaczyna się robić…lepiej…lżej. Zaczyna przychodzić ulga – a po takiej traumie jest to uczucie NA WAGĘ ZŁOTA.

    To, że mojemu wychodzeniu z traumy towarzyszyło wiele spraw, bardzo mocno zajmujących głowę, to troszkę odrębna historia. Dlatego też polecam nie sugerować się w 100% drogą do normalności, którą obrałam ja. Gdyż to, jaką dodatkową deskę ratunku zastosujecie w swoim przypadku, zależy wyłącznie od Was.

    Na pewno nie polecam rzucania się w morderczy wir pracy, tylko po to, by zagłuszyć problem trapiący głowę. To się odbije czkawką. I nic dobrego nie ma prawa z tego wyniknąć.

    Moją świętą trójcą kryzysową były:

    1. Psycholog 2. Rozmowy 3. Czasoumilacze

    Niemniej jednak ludzie radzą sobie z tego typu traumą na wiele sposobów. A to znów temat na kolejny tekst 😉 Jak więc poradzić sobie po włamaniu?

    Więcej szczegółów tutaj <klik>

    Tulam! ❤️

    FightUapa

    Obraz Topi Pigula z Pixabay

  • A po więcej chodź tu